środa, 25 lipca 2012

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz...

Idę jutro na pogrzeb... Zginął młody człowiek. Miał tylko 34 lata. Jego życie skończyło się wcześniej niż ktokolwiek mógł przypuszczać...Wszyscy, którzy znali jego i jego bliskich, z pewnością do dziś nie mogą uwierzyć w tą śmierć. Wielu pod wpływem tego wydarzenia przez chwilę zastanowi się nad tym jak wygląda ich życie, jakie wartości są dla nich ważne, dokąd zmierzają... Szkoda, że większość z nich pomyśli o tym tylko przez chwilę... Dla tych, którzy nie zamykają się na Boga i wierzą, że kiedyś staną przed obliczem Najwyższego tak jak ten młody człowiek, którego życie tak nieoczekiwanie dobiegło końca, publikuję niezwykłe kazanie niezwykłego kapłana. Jeśli boisz się swojego sumienia, nie musisz tego słuchać...ale osobiście polecam, bo naprawdę warto pomyśleć o tym co naprawdę ważne zanim wydarzy się w Twoim życiu coś naprawdę tragicznego...
p.s Powyższy wpis zamieściłam na facebooku... Nie mam pojęcia ile osób zechce tego posłuchać. Ale choćby jedna to uczyniła, wiem że było warto.

wtorek, 24 lipca 2012

Rozmyślania po zachodzie słońca ...

Na blogu jednej z moich "wirtualnych znajomych", przeczytałam: "To jest początek! Wierzę, że jest to początek czegoś dobrego w moim życiu - myślę o konsekwencjach pisania bloga. Zawsze istnieje jakieś ryzyko, że ktoś cię rozpozna :) Może osądzi, może wyśmieje...? A może po prostu jego życie się zmieni? Tak jak zmieniło się moje."

Przytaczam dziś te słowa i zatrzymuję się nad nimi, bo o wspomnianych konsekwencjach pisania bloga, trochę ostatnio myślałam. O tym, że ktoś mnie rozpozna, akurat nie, bo właściwie jakoś specjalnie się nie ukrywam (ostatnio zdecydowałam się nawet na zdjęcie). Nie używam pseudonimu , również tu - w wirtualnym świecie- postanowiłam korzystać z prawdziwego imienia. Piszę nie tylko dla "przypadkowych" czytelników z internetu, ale także dla osób z którymi znam się z tzw. realu.

Czy obawiam się tego, że ktoś mnie osądzi...wyśmieje...??? Nie. Bo nie uzależniam poczucia własnej wartości od tego co myślą i mówią o mnie inni. Mam świadomość, że nie wszyscy moi znajomi, znali mnie od tej strony...nie ze wszystkimi bowiem miałam okazję rozmawiać o poglądach na życie i wiarę w Boga . Wiem, że nie każdemu będzie podobać się to co piszę i nie każdy będzie się z tym zgadzać... Nie każdy też, kto raz tu zajrzał będzie chciał wracać. Przyjmuję to z pokorą...w końcu każdy jest wolny i może w życiu wybierać.

Nie oczekuję, że wszyscy będą mnie kochać...choć sama, po chrześcijańsku, staram się kochać każdego. Nie zamartwiam się gdy wpis pozostaje bez komentarza...choć nie ukrywam, że je uwielbiam ( są najlepszym dowodem na to, że to o czym piszę nie jest Wam obojętne). Nie opisuję swojego życia w szczegółach, nie zamieszczam rodzinnych fotografii, bo nie o szczegóły mi chodzi... Po prostu od początku tak sobie założyłam i jest mi z tym dobrze.

A jeśli chodzi o to co piszę... Prawda jest taka, że nigdy nie dzieliłam się swoimi doświadczeniami po to by wzbudzać w kimś współczucie ( choć rozumiem, że w pewnych sytuacjach to bardzo naturalny odruch) a tym bardziej litość. Nie chciałam też świadomie nikogo swoimi słowami urazić ani skrzywdzić, co najwyżej sprowokować do refleksji. Nie opisywałam także swoich przeżyć dla poklasku.

Po co więc piszę? Dlaczego poświęcam swój cenny czas na przelewanie myśli oraz uczuć na klawiaturę komputera , w czasie gdy inni, bardzo często już dawno śpią...? Dlaczego to robię ?

Otóż odpowiedź jest prosta...choć wiem, że może zabrzmieć to bardzo patetycznie... Otóż robię to z MIŁOŚCI. Z miłości do Boga... który, odkąd dałam Mu się poprowadzić, czyni w moim życiu rzeczy po prostu niezwykłe. Z miłości do bliźniego...bo wierzę,że każdy zasługuje na szacunek oraz na to by mieć dostęp do treści, które mogą odmienić jego życie... Robię to również z miłości do siebie... bo pisząc ( czytaj: dając siebie innym ) czuję się po prostu spełniona...

Nie chcę robić z siebie świętej, choć pragnienie świętości drzemie we mnie , jak w każdym kto kocha Boga. Nie zamierzam też nikogo na siłę nawracać... Jedyne czego pragnę, to dzielić się tym co sama, z łaski Najwyższego, otrzymałam. Dlatego tak długo, dopóki mam dla kogo pisać (a licznik odwiedzin bloga pokazuje, że naprawdę mam) będę to robić. Będę nadal dzielić się doświadczeniami swojego życia wierząc, że nic nie dzieje się przypadkiem... i że każdy, jeśli tylko szczerze zapragnie, znajdzie w tym miejscu coś dla siebie...

sobota, 21 lipca 2012

Prawdziwy sukces



Nie wszystko co piękne i okazałe na pierwszy rzut oka, jest oznaką prawdziwego sukcesu.
Często naszym największym osiągnięciem jest to co niewidoczne dla oczu ...

poniedziałek, 16 lipca 2012

Bez niepokoju i trosk...

Jeżeli nie chcemy doprowadzić przedwcześnie do utraty swoich sił, nie powinniśmy żyć przygnieceni swoimi troskami. Trudności życiowe jednak nas oblegają, atakują od zewnątrz, sprawiają, że się chwiejemy, przenikają do naszego wnętrza, dręczą umysł i serce. Nie będziemy mogli długo się opierać i przezwyciężać przeszkód, jeżeli nie nauczymy się oddawać natychmiast i szczerze naszych trudności Panu Bogu. Potrzeba nam długiej praktyki oddawania się, aby nauczyć się w każdej chwili życia wymieniać naszą ludzką bezsilność na wszechmoc Bożą. Owocem tego wyrzeczenia niezawodnie będzie pokój i osiągnięcie celu życia w Bogu.

Nie układa się brudnej bielizny w stosie czystej. Nie kładzie się zgniłego owocu w skrzynce owoców świeżych.
Jeżeli chcesz żyć w pokoju, zawsze czysty i silny, nigdy nie zatrzymuj w sobie choćby jednej troski przeszłej, obecnej lub przyszłej, bo to, co zamknięte, zaczyna fermentować.

Nie chodzi o to, żeby za wszelką cenę zapomnieć o trosce, wmówić sobie że jej nie ma. Gdy się ją stłumi, może chwilowo nie da znać o sobie, ale pewnego dnia znowu się odezwie, bo przecież żyje w tobie. Przyjrzyj się jej dobrze, odkryj jej początek, przyczyny, ale nie próbuj z nią walczyć samotnie. Pochwyć ją i oddaj Panu.

Z dnia na dzień nie uwolnisz się od niej. Będziesz musiał szczerze i wytrwale sprawdzać prawdziwość swego oddania się i ponawiać ten dar, aż stanie się zupełny. Jeżeli jednak zdecydujesz się nawet na chwilę nie zatrzymywać w sobie żadnej troski i natychmiast opróżniać serce dla Boga, staniesz się wolny i silny nieskończoną mocą Pana.

Może przeszłość cię dręczy ? Taka czy inna wina...? Dlaczego ? Już one nie w twojej mocy. Za takimi wyrzutami sumienia kryje się zraniona próżność, pycha. Tylko żal jest dozwolony, bo dyktuje go miłość, a miłość posilona przebaczeniem patrzy w przyszłość. Oddałeś winę, oddaj także wyrzuty sumienia, a nawet żal... One cię krępują.

Przejmuje cię przyszłość ? Boisz się jutra, jakiegoś spotkania, pracy, pokusy...? Dlaczego ? I przyszłość nie jest w twojej mocy, więc się przedwcześnie nie dręcz. Oddaj Bogu przyszłość całą i w szczegółach i żyj chwilą obecną.

Teraźniejszość cię niepokoi? Przeszkody cię trwożą...? Dlaczego ? One są niczym, ważny jest tylko sposób podchodzenia do nich. Stoisz przed murem; po co nieustannie bić w niego głową ? Popatrz na niego spokojnie. Jest mocny, za wysoki i nie do przebicia. Pogódź się z nim.Ofiaruj przeszkodę Bogu, ofiaruj swój zawód, że nie możesz sobie z nią poradzić, i... pójdź inną drogą.

Niektórzy nadmiernie obciążają swój samochód, zwalniają bieg, przedwcześnie zużywają silnik i niszczą karoserię. A ty? Możesz nieść ciężar jednego dnia i Pan daje ci na to łaskę, ale nie dorzucaj do tego ciężaru dnia wczorajszego i jutrzejszego. Nie otrzymałeś łaski na przeciążenie...

Tym razem nie ma innego wyjścia. Trzeba przyjąć trudności: chorobę, wady, wizytę nie w porę, pracę... brak pieniędzy na koniec miesiąca, wychowanie dzieci, jakąś akcję, decyzje do powzięcia... Nie bierz się od razu do walki; przyjmij przeszkodę i oddaj ją Panu całkowicie, jak najpełniej, razem z troską, która sam sobie stwarzasz: czy mi się uda, jak z tego wybrnę, jakie wybrać rozwiązanie; zważywszy na twą nieśmiałość, obawę, kipiącą złość, twoje upokorzenie albo reakcję otoczenia: co mówią, co powiedzą. Wszystko oddawaj wiernie, wytrwale. Po upływie minuty, jeżeli trzeba działać natychmiast; po całym dniu lub tygodniu, jeżeli masz więcej czasu - zdecyduj i działaj z Bogiem. Z czasem spostrzeżesz, że trudność jest mniejsza niż myślałeś, przeszkoda nie taka znowu trudna, bo Bóg o wiele jaśniej widzi i jest o wiele mocniejszy niż Ty !

Mówisz Bogu, że Mu ufasz, a spędzasz czas na dowodzeniu Mu czegoś wręcz przeciwnego, sam sobie stwarzając troski !

Przeważnie człowiek jest nieszczęśliwy wewnętrznie i wżyciu mi się nie powodzi po prostu dlatego , że chce żyć na swój własny sposób, na ludzka modłę i licząc na własne siły. Gdy jednak odda się w ręce Boga, wówczas Bóg sam bierze się do dzieła i powodzenie ( niekoniecznie w sensie ludzkim) jest pewne i całkowite. To tak jak dziecko, które chcąc za dużo unieść, męczy się upada i kaleczy. Dopiero gdy uzna, że jest dzieckiem, ojciec niesie jego ciężar, a nawet i samo dziecko bierze na ręce. "


- Michel Quoist
Fragment z książki "Modlitwa i czyn."

....................................

Źródło fotografii : www.kazmierak.com

Moim Aniołkom...

Gdy słucham tego przepięknego utworu, mimowolnie zamykam oczy,
a moje serce i myśli wędrują do nich... moich maleńkich Aniołków.


środa, 11 lipca 2012

Tak bardzo ufam...

Nie siedzę i nie płaczę cały czas, jak sugerowałoby zdjęcie z poprzedniego wpisu. Nie , nie jestem aż w takim stanie. Nie mogę jednak znaleźć sobie miejsca i przestać myśleć o tym co się wydarzyło. Snuję się po domu. Głowa mi pęka... Serce ściska z żalu. Chciałabym zacząć funkcjonować normalnie,a z drugiej strony nie chcę udawać że nic się nie stało. Już raz włożyłam maskę normalności, a potem wszystko wróciło... ze zdwojoną siłą. Wiem, że sama sobie nie poradzę... że muszę to wszystko oddać silniejszemu ode mnie... że tylko z Nim przejdę przez ten trudny czas... Przez chwilę pomyślałam, że to pisanie nie ma już sensu... że życie zatoczyło koło, a ja znów jestem w miejscu, w którym byłam kiedy zaczynałam pisać tego bloga. Po raz kolejny doświadczam bólu po stracie. Strasznego bólu dla matki, która ze stratą dziecka, traci cząstkę siebie. Tylko, że tym razem była to strata podwójna :(

A przecież nie o bólu miał być ten blog... Chciałam żeby dawał nadzieję, mówił o radości życia, o miłości, wierze... Tyle zła, tyle smutku jest dookoła. Nie chcę pisać o rzeczach smutnych, bolesnych... a z drugiej strony jak mogę pisać o radości gdy cała jestem smutkiem...?

Nie cieszyłam się przedwcześnie, milczałam z nadzieją, że jeszcze przyjdzie czas na radość... Wiedziałam, że może być różnie... że nie mam żadnej pewności... I stało się. A teraz , mimo iż wydawało się że jestem przygotowana na najgorsze, że jestem gotowa przyjąć wszystko co Pan dla mnie przygotował... nie mogę się odnaleźć, nie potrafię skupić się na prostych czynnościach dnia codziennego. Choć nigdy ich nie widziałam, tak bardzo za nimi tęsknię... Miały tylko 10 tygodni ale to nie zmienia faktu, że były naszymi dziećmi. Każdy z nas miał kiedyś 10 tygodni... Każdy. Bez wyjątku.

Ufam, że z Bożą pomocą zbiorę się w sobie i życie znowu nabierze kolorów. Wiem, że już nic nie będzie takie samo...że po takich doświadczeniach, coś zmienia się w człowieku bezpowrotnie...ale ufam, że Pan da mi siłę . Tak bardzo ufam...

I tylko mam nadzieję, że wiesz co robisz... Panie...

Po raz pierwszy zamieściłam ten utwór 3 lata temu.
Jak żaden inny oddawał wówczas stan mojego ducha.
Nie przypuszczałam, że nadejdzie chwila,
w której będę czuła potrzebę by zamieścić go ponownie.
A jednak przyszła...
zupełnie niespodziewanie...

wtorek, 10 lipca 2012

Czekając na pustkę...


kropla za kroplą
czas odmierzają

i cisza głucha

smutek i żal w powietrzu wiszą
jakby spaść chciały
ale nie mogą

chcę przestać
myśleć czuć
choć przez chwilę

uciec
na moment
by zaraz wrócić

do tych
co mimo własnego bólu
tak bardzo chcą mnie przytulić

................

źródło fot.: www.strykowski.net

O bólu



W co się ból może zmienić
w gniew tupanie nogą
w otwartą książkę zamkniętą powoli
w modlitwę
płacz prywatny bo wprost do poduszki
list pisany pięć razy bez związku od rzeczy
milczenie przy stole
chodzenie tam i nazad dookoła prawdy
dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty
w to co niemożliwe - jeszcze nie ostatnie
w tę samą znowu miłość
kończącą się długo

pozwól więc Matko
niech dalej boli

- Ks. Jan Twardowski

....................

źródło fot.: juraj.flog.pl

sobota, 7 lipca 2012

Nie muszą nic mówić, wystarczy że SĄ...

Przychodzą w życiu takie chwile, które pragnie się dzielić z innymi. Zarówno momenty, w których osiągamy sukcesy i tryskamy radością, jak i te, gdy upadamy, a serce na wskroś przeszywa ból. To właśnie wtedy, w najważniejszych chwilach życia, poznajemy prawdę o sobie i o tych, którzy są dla nas ważni.

Przyjaźń...

Porozumienie dusz.
Niepisana deklaracja lojalności i uczciwości.
Pragnienie bycia razem... bez względu na wszystko.
Troska. Zainteresowanie. Bezinteresowna, niezwykła więź.

Prawdziwa przyjaźń.
Nawet jeśli nigdy wcześniej nie została nazwana po imieniu.

Jak dobrze, że nie wszyscy odeszli... Że SĄ ... TERAZ. Gdy tak bardzo potrzebuję ich obecności.

......................

źródło fot.: www.kazmierak.com

poniedziałek, 2 lipca 2012

Film, który warto zobaczyć...

Jakiś czas temu, na łamach swojego bloga, podzieliłam się odczuciami , stojąc przed wyborem jednego z kilku , bardzo głośnych wówczas, kinowych "hitów". Po przeczytaniu kilku recenzji oraz dających do myślenia opinii na forach , kierując się zdrowym rozsądkiem i kobiecą intuicją, zdecydowałam się na ten najmniej okrzyczany. A tuż po jego obejrzeniu, szczerze poleciłam tę produkcję. Dziś, szukając zupełnie innego filmu, który w ostatnim czasie skradł moje serce, natknęłam się właśnie na wspomniany "I że cię nie opuszczę". Z wielką przyjemnością publikuję go dziś dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie mieli okazji go zobaczyć. Przyjemnego oglądania :)