wtorek, 24 lipca 2012

Rozmyślania po zachodzie słońca ...

Na blogu jednej z moich "wirtualnych znajomych", przeczytałam: "To jest początek! Wierzę, że jest to początek czegoś dobrego w moim życiu - myślę o konsekwencjach pisania bloga. Zawsze istnieje jakieś ryzyko, że ktoś cię rozpozna :) Może osądzi, może wyśmieje...? A może po prostu jego życie się zmieni? Tak jak zmieniło się moje."

Przytaczam dziś te słowa i zatrzymuję się nad nimi, bo o wspomnianych konsekwencjach pisania bloga, trochę ostatnio myślałam. O tym, że ktoś mnie rozpozna, akurat nie, bo właściwie jakoś specjalnie się nie ukrywam (ostatnio zdecydowałam się nawet na zdjęcie). Nie używam pseudonimu , również tu - w wirtualnym świecie- postanowiłam korzystać z prawdziwego imienia. Piszę nie tylko dla "przypadkowych" czytelników z internetu, ale także dla osób z którymi znam się z tzw. realu.

Czy obawiam się tego, że ktoś mnie osądzi...wyśmieje...??? Nie. Bo nie uzależniam poczucia własnej wartości od tego co myślą i mówią o mnie inni. Mam świadomość, że nie wszyscy moi znajomi, znali mnie od tej strony...nie ze wszystkimi bowiem miałam okazję rozmawiać o poglądach na życie i wiarę w Boga . Wiem, że nie każdemu będzie podobać się to co piszę i nie każdy będzie się z tym zgadzać... Nie każdy też, kto raz tu zajrzał będzie chciał wracać. Przyjmuję to z pokorą...w końcu każdy jest wolny i może w życiu wybierać.

Nie oczekuję, że wszyscy będą mnie kochać...choć sama, po chrześcijańsku, staram się kochać każdego. Nie zamartwiam się gdy wpis pozostaje bez komentarza...choć nie ukrywam, że je uwielbiam ( są najlepszym dowodem na to, że to o czym piszę nie jest Wam obojętne). Nie opisuję swojego życia w szczegółach, nie zamieszczam rodzinnych fotografii, bo nie o szczegóły mi chodzi... Po prostu od początku tak sobie założyłam i jest mi z tym dobrze.

A jeśli chodzi o to co piszę... Prawda jest taka, że nigdy nie dzieliłam się swoimi doświadczeniami po to by wzbudzać w kimś współczucie ( choć rozumiem, że w pewnych sytuacjach to bardzo naturalny odruch) a tym bardziej litość. Nie chciałam też świadomie nikogo swoimi słowami urazić ani skrzywdzić, co najwyżej sprowokować do refleksji. Nie opisywałam także swoich przeżyć dla poklasku.

Po co więc piszę? Dlaczego poświęcam swój cenny czas na przelewanie myśli oraz uczuć na klawiaturę komputera , w czasie gdy inni, bardzo często już dawno śpią...? Dlaczego to robię ?

Otóż odpowiedź jest prosta...choć wiem, że może zabrzmieć to bardzo patetycznie... Otóż robię to z MIŁOŚCI. Z miłości do Boga... który, odkąd dałam Mu się poprowadzić, czyni w moim życiu rzeczy po prostu niezwykłe. Z miłości do bliźniego...bo wierzę,że każdy zasługuje na szacunek oraz na to by mieć dostęp do treści, które mogą odmienić jego życie... Robię to również z miłości do siebie... bo pisząc ( czytaj: dając siebie innym ) czuję się po prostu spełniona...

Nie chcę robić z siebie świętej, choć pragnienie świętości drzemie we mnie , jak w każdym kto kocha Boga. Nie zamierzam też nikogo na siłę nawracać... Jedyne czego pragnę, to dzielić się tym co sama, z łaski Najwyższego, otrzymałam. Dlatego tak długo, dopóki mam dla kogo pisać (a licznik odwiedzin bloga pokazuje, że naprawdę mam) będę to robić. Będę nadal dzielić się doświadczeniami swojego życia wierząc, że nic nie dzieje się przypadkiem... i że każdy, jeśli tylko szczerze zapragnie, znajdzie w tym miejscu coś dla siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz