środa, 3 marca 2010

Przepis na duchowość...

 (...) Bardzo charakterystyczną cechą religijności naszych czasów jest tzw. selektywność. Ludzie wybierają sobie z Bożej nauki to, co im odpowiada. Ktoś opisał kiedyś  to zjawisko w obrazowy sposób mówiąc, że dzisiejszy człowiek bierze do ręki Biblię i długopis, a potem wykreśla to , co mu nie odpowiada. Wspomaganie biednych? Ależ tak, oczywiście, to bardzo słuszne. Wybaczać siedemdziesiąt siedem razy? Nie, to zupełnie nieżyciowe. Czcić ojca i matkę? Owszem, to także słuszne. Na kobietę nie patrzeć pożądliwie? Nie, to już pewna przesada.

I tak dokonuje się tej selekcji, dzieląc Boże prawdy na życiowe i nieżyciowe, słuszne i niesłuszne. Tak właśnie wygląda poprawianie Pana Boga, przepuszczanie Jego nauki przez filtr naszego ułomnego pojmowania. A Boże słowa przyjmuje się albo w całości, albo wcale. Z Bożymi prawdami jest jak z cegiełkami w sklepieniu świątyni- gdy wyjmie się jedną, zawali się całość. Nie można byc chrześcijaninem na siedemdziesiąt czy czterdzieści procent. Bóg zawsze stawiał przed człowiekiem propozycję: wszystko za wszystko. Moje życie za twoje życie. Całkowita opieka za całkowite zaufanie. Tym, którzy chcą z Panem Bogiem handlować, tym którzy podchodzą do wiary od strony minimalizmu - Czy koniecznie muszę to zrobic ? Czy nie można tego jakoś ominąć ? - tym wszystkim, nam wszystkim Bóg mówi: nawróćcie się ! Nawróćcie się do mnie sercem! Bóg chce, abyśmy byli Jego dziećmi, nie klientami. (...)

Usłyszałem kiedyś pouczającą historię o wieśniaku, który zobaczył, jak w pałacu dziedzica goście jedli  smakowite ciasto. Udało mu się zdobyc przepis i polecił żonie, która była bardzo skąpą kobietą, by upiekła mu ten przysmak. Niewiasta wzięła do ręki przepis i zaczęła narzekac: "Kilo mąki pszennej? A skąd ja wezmę pszenną? Dam trochę żytniej. Pięć jajek? Po co pięć, wystarczą dwa. Pół litra śmietany? Wystarczy mleko i trochę wody. Dwie łyżki masła? Szkoda masła, dam gęsiego smalcu." Gdy ciasto było już gotowe, mąż skosztował i odrazu wypluł wszystko, dziwiąc się, że ci bogaci ludzie mogą jeść coś tak okropnego.

My także często, po cichu zmieniamy przepis na chrześcijańską duchowość. Gorącą modlitwę zamieniami na bezmyślny pacierz albo jedynie znak krzyża. Obecność na mszy św. po prostu zaliczamy bez zaangażowania i zrozumienia, bez poczucia, że składamy Bogu ofiarę. Posty stały się symboliczne albo w ogóle ich nie ma. Naszą ofiarą są resztki czasu albo rzeczy już niepotrzebne. I po pewnym czasie spostrzegamy, że taka pobożność już nam nie smakuje, a nawet stała się uciążliwym balastem życia.(...)

Wielki post jest czasem na  rozgrzanie naszej wiary , na oczyszczenie jej z wpływów grzesznego świata, który chce wszystko uczynić prostym i wygodnym. W zasadzie nie ma w tym nic złego gdy ludzie zabiegają o to, by ich życie pozbawione było trudu i cierpienia. To jednak bardzo niebezpieczne, gdy procesem takiego ułatwiania sobie życia obejmiemy także religię. Bowiem krzyż poskracany, ociosany, owinięty mięciutką gąbką - to nie jest już to życiodajne drzewo, na którym umarł Chrystus.(...)

- fragment  nauki rekolekcyjnej  Ks. Piotra Pawlukiewicza
  z książki pt."Kazania radiowe 1992-2002 "

2 komentarze:

  1. No właśnie… „resztki czasu”. Niestety bliski mi to temat. Tak samo jak dopasowanie wiary do własnych potrzeb… Bezmyślne klepanie pacierza – jeśli ktoś nie potrafi inaczej, to co ma przestać klepać? Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, że pozwolę Mu działać naprawdę i to, co dziś niewygodne, da mi poczucie wewnętrznego komfortu.

    OdpowiedzUsuń
  2. czasami i człowiek (niby poukładany w wierze) dopasowywuje sobie Pana Boga do swojego myślenia,albo się jest Jezusowym albo nie- często to zdanie słyszę i jest ono prawdziwe

    OdpowiedzUsuń