piątek, 19 lipca 2013

Do samego siebie

Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga
nadaremno
nie tłumaczył Biblii na nie-Bilblię
nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych
nie polował na piekne słowa jak na płochliwe zające
wciągające w puste pole
lub na karasie w tataraku
nie udowadniał - to znaczy nie zamęczał
nie był zbyt pewny
(przecież nawet biała kawa nie jest biała)
nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim
fotelu
żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci
nie odkładał milczenia na jutro
nie kochał miłością mniejszą od miłości
nie uprawiał zdenerwowanej teologii
nie pocieszał bólu
a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa
nie zamykał się w budce poezji-
kiedy trzeba mówić najprościej o Matce Najświętszej
o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie
o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję
chorym-
o śniegu który padając na ręce - uczy chyba rozdawania
o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami
jakby chodził od nie swoich do obcych

Jan Twardowski

piątek, 12 lipca 2013

Uwierzyć w cud

Minęło dwa miesiące odkąd postanowiłam zawiesić pisanie bloga w dotychczasowej formie. Jak dotąd nie udało mi się jednak wygospodarować wystarczczającej ilości czasu by zmiany ,do których się przymierzałam, ostatecznie wcielić w życie. Tak się złożyło, że dziś wydarzyło się coś czym bardzo zapragnęłam się z Wami podzielić...coś co sprawiło, że zrozumiałam, że nie forma jest w tym blogu najważniejsza...ale treść, która tak naprawdę jest jego istotą. Dlatego jeśli przyjdzie odpowiedni moment, zmienię to co uznam za słuszne i warte zmiany, a póki co pragnę na nowo dzielic sie z Wami swoimi doświadczeniami, przemyśleniami i tym co dla mnie ważne, ufając, że na wszystko przyjdzie właściwy czas.

To co chciałabym Wam dziś pzrekazać, nie należy do tematów łatwych ,lekkich ani przyjemnych. To bardzo trudny i dla wielu osób bolesny temat. Bolesny również dla mnie. Są jednak takie momenty w moim życiu, kiedy czuję, że mimo wszystko chcę o czymś powiedzieć...mimo wszystko chcę zwrócić na coś uwagę... bo choć jest to trudne to przede wszystkim jest niezwykle ważne.

Takim tematem jest dla mnie LUDZKIE ŻYCIE.

To przerażające, że w dzisiejszych czasach to co dla jednych jest ochroną życia przez innych postrzegane jest zupełnie odwrotnie... Przerażające i smutne jest, że podczas gdy tak wiele kobiet nie może mieć własnych dzieci lub traci je, codziennie w imię wolności uśmierca się tysiące ludzkich istnień. Osobiście uważam, że życie jest darem i nie można go odbierać nikomu. Raz podarowane jest nim od początku...od chwili poczęcia. Każdy z nas był kiedyś zarodkiem , embrionem, płodem...jakich słów byśmy nie użyli, od początku byliśmy życiem. Kiedy komórka jajowa połączy się plemnikiem od razu wiadomo co z tego połączenia powstanie. Nie bedzie to szafa, piłka ani inna rzecz...Nikt nie ma wątpliwości, że będzie to CZŁOWIEK. Życie. Dar i wielki cud.

Dlaczego więc nie szanujemy życia ??? Dlaczego zabijamy maleńkie bezbronne istoty ??? Dlaczego jeśli kobieta traci ciążę w początkowym jej stadium , nie traktuje się jej jakby straciła najukochańsze dziecko ? Dlaczego bagatelizujemy tak bardzo ważną kwestię jaką jest godne przeżycie śmierci własnego dziecka ? Tak wiele wspomnień we mnie dziś odżyło... Tak wiele pytań rodzi się w moim sercu gdy myślę o tym wszystkim...

A wszystko zaczęło się jakąś godzine temu...kiedy po otwarciu komputera natkęłam się w internecie na poniższy wpis...

http://www.fronda.pl/a/niesamowita-historia-nasz-19-tygodniowy-syn-zyl-tylko-kilka-minut-po-urodzeniu-ale-poruszyl-tysiace-istnien,29273.html

A następnie otworzyłam tę strone...

http://www.lifesitenews.com/news/our-son-lived-only-minutes-after-birth-but-has-touched-thousands

Wiem, że poruszyłam bardzo trudny temat, ale czuję że jest to temat ważny dlatego zdecydowałam sie mimo wszystko to zrobić. Oglądając te zdjęcia płakałam. To takie smutne i piekne zarazem...

Żałuję, że nie dane było mi zobaczyć moich nienarodzonych dzieci i godnie móc ich pożegnać. Równo rok temu zmagałam się nie tylko z bólem po ich stracie, ale także z wielką bezradnością wlacząc o to by ktoś w ogóle uznał je za dzieci... Dziś niespodziewanie wpadam w sieci na ten artykuł.

Tym trudnym wpisem wracam do Was Kochani. Będę pisać znowu. Tak długo jak tylko będe miała coś ważnego do przekazania...

Pozdrawiam Was ciepło
Edyta