wtorek, 31 sierpnia 2010

Rozmowa o Ewangelii. Wywiad z Krzysztofem Kolbergerem

Czy pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Biblią?

Krzysztof Kolberger: – Musiało być to w pierwszych latach szkoły podstawowej, może nawet wcześniej. Chodziłem do kościoła, słuchałem w czasie Mszy czytania Pisma, natomiast z Biblią w całości nie miałem kontaktu. Kolejnym krokiem była, co może zabrzmi paradoksalnie, moja wakacyjna wizyta w Dąbkach, gdzie uczestniczyłem we Mszy celebrowanej przez księdza Malińskiego. To było dwadzieścia parę lat temu. Ta Msza do dziś brzmi mi w uszach. I nie wspomnę nawet, że ks. Maliński śpiewał wtedy Okudżawę, ale zaczął tamtą Mszę od wezwania: “nie marnujcie czasu!”. Po kolejnym fragmencie Mszy znowu pojawiło się takie “nachalne” wezwanie: “nie marnujcie czasu!”. To mi tak zapadło, że do dziś sobie to powtarzam: “Nie marnujmy czasu! Nie marnuj czasu!”.


A po Mszy, w czasie spotkania, dostałem od niego książeczkę “Modlitwa na codzień”, gdzie poza jego fantastycznymi rozważaniami są przypisane fragmenty Ewangelii na każdy dzień. I to dla mnie stało się przez pewien czas rzeczywiście codziennym kontaktem ze Słowem Bożym. I nie ukrywam, że ta książeczka towarzyszy mi codziennie we wszystkich podróżach. Tam gdzie jestem, jest i ona.


Czym jest dla Pana osobiście Ewangelia?


- Myślę, że w różnych okresach była czym innym. W trudnych okresach była ratunkiem, gdzie szukałem pewnych odpowiedzi i wzorców postępowania. Oczywiście każdy człowiek ma okresy w życiu, gdzie trochę się oddala od Boga, potem zbliża; dla mnie akurat najważniejsze jest to jak człowiek postępuje w stosunku do ludzi, na ile ten ideał, do którego powinniśmy dążyć, jest zmieniany w konkretne zachowanie tu na ziemi. To co dalej będzie, to Bóg jeden wie.
  
Czy trudno jest panu, jako aktorowi, interpretować Biblię ?

-Wszystko zależy od nastawienia do tekstu i czego się człowiek po nim spodziewa, czego oczekuje. Ja jako aktor, czytając na głos przed audytorium w kościele czy choćby przez mikrofon dla słuchających potem z taśmy, muszę ten tekst potraktować jak zawodowiec. To znaczy, że mam do przekazania pewną opowieść, historię z dialogami.

Trudność polega na tym, że nie grając Chrystusa, bo trudno jest Go grać, trzeba stworzyć pewną atmosferę, dynamikę i akcję, która się rozgrywała. Ewangelia była najczęściej pisana mowa uwznioślona i ten charakter trzeba zachować. Nie zwalnia to oczywiście aktora z obowiązku przekazania pewnej ciekawej historii.


Kiedy czytałem w kościołach dzieje Abrahama (Księgę Rodzaju – przyp. redakcji), musiałem tak to zrobić, żeby przez dwie godziny utrzymać słuchaczy w napięciu. Oczywiście tekst był przedzielany muzyką, nie mniej jednak były to bardzo długie fragmenty a moim obowiązkiem – bo inaczej bym przegrał jako aktor – było zainteresować widza, wciągnąć go “w akcję”.


Musimy pamiętać, że tekst biblijny to również porywająca historia, niezależnie od wydźwięku i od powodów, dla których to powstało i dla których jest to przez tysiąclecia czytane. Przede wszystkim trzeba zainteresować słuchającego.

Powołanie aktora więc to nie tylko interpretacja i gra?


- Kiedyś napisała do mnie bardzo chora dziewczyna, która słuchała wierszy czytanych przeze mnie w audycji “Lato z Radiem”. W tym liście znalazło się takie zdanie: “Dziękuję Panu, że chociaż przez parę minut w ciągu dnia mogę zapomnieć o swoim nieszczęściu i przenosić się w inne, lepsze rejony naszego życia”. Do dziś to zdanie pamiętam, mimo że minęło prawie 25 lat. Nawet sobie to zdanie wziąłem jako motto uprawiania swojego zawodu.


Wiara, chrześcijanstwo a w tym i księża robią to jeszcze inaczej, próbując utwierdzić ludzi, że będą mogli przenieść się w inne życie po śmierci. My to robimy za życia na ziemi, przenosząc ludzi w inne, lepsze rejony.

 
Czasami spotykamy sie z zarzutem, że Biblia jest nudna…
 
- Myślę, że nie sięga się po to dzieło, również literackie, żeby docenić jego wartości. Raczej szuka się tam tego, czego ja szukam tak na codzień w książeczce księdza Malińskiego: pewnego przykładu, jakiegoś wzoru życia i zachowań.

 Dogłębna lektura Ewangelii ukazuje nam często odmienny wizerunek Jezusa od tego, który często mamy w sobie.


- To prawda. Miałem taką refleksję pierwszego wieczoru, kiedy nagrywaliśmy Ewangelię według św. Łukasza. Nawet zażartowałem, że Jezus jest tam ukazany jako taka całkiem zdecydowana postać. W tym czytaniu wyszło, że wcale nie jest taki spokojny, ale potrafi “pogrozić palcem” i krzyknąć. Interpretacja była oczywiście współczesna, ale ta Jego Świętość była zupełnie inna niż potocznie się uważa. Ludzie myślą, że święty to taki spokojny, cicho się modlący. Ja czasem wolę świętych, którzy potrafią gdy trzeba i rózgi użyć.


Jak czuje się Pan w roli świętego Łukasza, opowiadając słuchaczom tę niezwykłą historię, która od wieków przemienia serca czytających?


- Mówiąc poważnie, gdybym naprawdę grał świętego Łukasza, musiałbym się zastanawiać jak powinien on przemawiać. Chyba, że przyjmiemy, iż Łukasz mówi w tym przypadku moim głosem, moim sposobem artykułowania, moim sposobem wymawiania słów, moją intonacją i moim budowaniem formy w mówieniu. Przygotowując się do tego nagrania nie wiedziałem do końca, jak to będę czytał, w innym przypadku wymagałoby to po prostu tylu prób co zwykle w teatrze. Natomiast tu było pewnego rodzaju uleganie chwili czy nawet słuchanie Ducha Świętego.


Rola słowa jest ogromna.


- Tak. Dokładnie to miałem na myśli, gdy mówiłem o zawodzie aktora, o naszym przekazywaniu tego promienia gdzieś tam z góry płynącego. Słowo, niezależnie czy jest ujęte w przypowieść, czy poezję, nawet niekoniecznie mówiące konkretnie o Bogu i Chrystusie; ale przecież gdy wierzy się, że wszystko jest stworzone przez Boga, to mówienie o kwiecie, o trawie, o kocie, o miłości jest w jakiś sposób też spłacaniem długu Stwórcy.


I Słowo niesie więcej niż tylko to, co znaczy…


- Dokładnie. Na tym polega tajemnica poezji, że mamy trzy słowa a te trzy słowa napisane przez wybitnego poetę czy poetkę potrafią wytworzyć wszechświat. To zresztą próbuję przekazać studentom. Myśle, że przez kilka tygodni mi się udało z tą grupą, z którą zresztą po raz pierwszy w życiu pracuję nad wierszem.


Mówimy to o przestrzeni, jakiej człowiek potrzebuje dla siebie. Przestrzeni, w której zatrzymuję się i pochylam nad słowem.


- Przestrzeni i czasu. To przede wszystkim wymaga skupienia. Ja nie ukrywam, że nie każda Msza i nie każdy ksiądz Mszę odprawiający mi odpowiada i nie na każdej Mszy lubię być. Oczywiście mam swoich kapłanów, których słowo i sposób mówienia przyciąga mnie. Już nie wspominam o Papieżu, który przecież sam był aktorem, a na pewno recytatorem. Ja nie ukrywam, że również od niego się uczyłem mówić, a szczególnie mówić wobec tłumów na dużej przestrzeni. Ale uczyłem się od niego też wiary w moc słowa.

Rozmawiał: Jacek Dudzic
Zdjęcia: Grzegorz Misiewicz
..................................................

 Rozmowa miała miejsce w styczniu 2002 roku, w kawiarence dużego warszawskiego studia filmowego, w przerwie pomiędzy nagraniami.

..................................................




poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kiedy mówisz


Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemii bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia
potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się  spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

- ks. Jan Twardowski


 ...................................................
źródło fot.: www.strykowski.net




sobota, 28 sierpnia 2010

Obojętność

Miłość i nienawiść- dwa przeciwległe bieguny. Gorący i zimny. Przepełniony dobrem i ogarnięty złem. To właśnie miłość i nienawiść zwykliśmy zestwiać ze sobą jako parę przeciwieństw. Czy jednak na pewno jest to zestawienie właściwe ?  Czy rzeczywiście to nienawiść , w opozycji do miłości, jest tą zatrutą strzałą, która potrafi zranić najmocniej, a nawet zabić ?  Czy oby na pewno to nienawiść jest mistrzem w krzywdzeniu i zadawniu bólu ? Czy rzeczywiście tak bardzo , jak miłość potrafi  łączyć i budować, tak właśnie nienawiść potrafi dzielić i niszczyć ?  Czy nienawiść, która często krzyczy i jest agresywna, może najdotkliwiej zranić człowieka ?


Śmiem twierdzić, że to nie ona jest najwiekszym wrogiem miłości... że nie ona jest źródłem największych ludzkich zranień. To nie nienawiść jest przeciwieństwem miłości... jej przeciwieństwem jest obojętność. Ta, której jest wszystko jedno... ta, której na niczym nie zależy... dla której przestaje być ważny drugi człowiek. Nie ma nic gorszego niż usłyszeć, że przestajemy być dla kogoś ważni... że nagle przestaje być ważne to co czujemy... że nasz los staje się komuś obojętny. 


Kiedy liczy się dla nas człowiek, nie zamieniamy sie w nieruchomy głaz. Nie zapominamy o jego istnieniu. Kiedy nam na czymś zależy, kiedy kochamy... nie przestajemy działać, ale robimy wszystko co w naszej mocy by to co skomplikowane rozwiązać. Nie zamykamy się, lekceważąc uczucia wszystkich dookoła, ale razem próbujemy przejść przez to co trudne. Czasami rozpaczliwie... czasami popełniając po drodze masę błędów... ale nigdy nie rezygnując do końca.

Ktoś kiedyś powiedział, że "obojętność to paraliż duszy".
Brzmi to strasznie , ale wyłania się zza tych słów też i pewna nadzieja... 
Nadzieja, że jest szansa by ten stan, jak to się zdarza w przypadku paraliżu ciała, kiedyś szczęśliwie ustąpił.  Szczerze chcę wierzyć, że to możliwe... i że to właśnie miłość jest w stanie ją uleczyć.

piątek, 27 sierpnia 2010


Przyjaźń



"Dobrzy przyjaciele
mogą żyć ze sobą
jak pies z kotem,
mogą do późnych godzin kłócić się o politykę, przeżywać rozczarowanie sobą nawzajem,
mówic coś
czego potem żałują,
ranić swoje uczucia...
Ale nigdy
nie sprawia im trudności
przebaczenie i zapomnienie."

- Autor nieznany


..........................................

środa, 25 sierpnia 2010

Polecam

Dosłownie przed chwilą skończyłam oglądac film, a ponieważ był naprawdę warty obejrzenia, piszę tę rekomendację na gorąco. Historia nosi tytuł "Pod słońcem Toskanii " . Jako gatunek filmowy została zakwalifikowana jako komedia romantyczna, ale zapewniam Was, że jest to komedia zdecydowanie inna od wszystkich . Film  nie tylko wywołuje uśmiech na twarzy, wzrusza ( mnie do łez) , ale niesie ze sobą także piekne przesłanie ( śmiem  nawet twierdziec, że więcej niż jedno). "Przypadkiem" kupiłam go w internetowym sklepie www.merlin.pl  . Szczegóły o tym konkretnym produkcie znajdziecie TUTAJ .  Oczywiście obejrzałam go z moja drugą połówką i był to naprawdę wyjątkowy wieczór.

Serdecznie polecam !

Bo największy dar to dar płynący z serca...





Są takie daty, które pamięta się do końca życia.
Dni, które zapisują się w naszym sercu na zawsze .
 25 sierpnia ubiegłego roku był takim dniem dla mnie .
To wtedy,  po raz kolejny przekonałam się,
 że w życiu nic nie dzieje się przypadkowo,
a na świecie można spotkac prawdziwe anioły.
Tego dnia otrzymałam dar o jakim nawet nie marzyłam...
25 sierpnia 2009 r. o godz.. 8 rano, w Bazylice Św. Piotra w Rzymie,
odprawiona została Eucharystia w intencji mojej rodziny .
Po okresie bardzo trudnych doświadczeń, licznych zranien i nieopisanego bólu ,
nagle poczułam jakby Pan Bóg, tchnął we mnie nowe życie...
A wszystko za sprawą dwóch niezywkłych osób, które zapragnęły  ofiarowac mi ten niecodzienny dar...  osób, które okazały mi się bliższe niż sądziłam,
bo podarowały mi swoje wielkie serca.


Dziękuję Ci Panie za wszystkich niezwykłych ludzi ,
których przez wszystkie lata mojego życia, postawiłeś na mojej drodze.




wtorek, 24 sierpnia 2010

Z każdym dniem coraz bliżej...

Moja ciąża dużymi krokami zbliża się do końca... To już 37 tydzień. Jeden Pan Bóg wie ile dokładnie zostało nam czasu do rozwiązania. Od przyszłego tygodnia moje maleństwo będzie już gotowe do przyjścia na świat. Kto wie, może pójdzie w ślady brata i zaskoczy nas w 38 tygodniu... Może się jednak okazac, że nie będzie mu się zbytnio spieszyc ,jak to było w przypadku jego 3,5 letniej  siostry, a wtedy oczekiwanie na ten ważny moment może znacznie się wydłużyc.
Bez względu na to jaki czas sobie wybierze, jedno jest pewne - to już niedługo.
Z wielu powodów okres tej ciąży nie należał do łatwych. Jak to zwykle w życiu bywa , nie udało się przewidziec wszystkich sytuacji , a co za tym idzie wyeliminowac wielu niepotrzebnych emocji. Na szczęście z Bożą pomocą udało mi się to wszystko , z pokorą oraz wiarą , przyjąc i zaakceptowac . Dzisiaj , przepełniona wielką nadzieją , że mimo wielu znaków zapytania- będzie dobrze, zaczynam na poważnie przyzwyczajac sie do myśli ,że już wkrótce będzie nas w domu pięcioro:)

Oczywiście będę Wam b.wdzięczna za każde modlitewne wsparcie w intencji mojej i mojego maleństwa. Nie ukrywam, że tym szczególnym dla nas czasie bardzo go potrzebujemy...

Pozdrawiam Was ciepło.


..................................................
źródło fot. : www.ikobiety.pl

niedziela, 22 sierpnia 2010

Skomplikowany świat dobra i zła...

Gdy na łamach mojego bloga pojawia się nawiązanie do zła i szatana (a zdarza się to dośc rzadko ) nie dzieje się tak bez powodu.Wybór tematu zawsze ma swój powód. Przestrzegając przed złym duchem, nie chcę nikogo straszyc. Nigdy nie fascynowały mnie horrory, ani inne mroczne historie  z bohaterami uosabiającymi zło,w roli głównej. Wręcz przeciwnie , zawsze wolałam skupiac sie na pozytywnych stronach życia. Szatan jednak nie jest wyimaginowanym bohaterem filmu... Jak  napisał w jednym z artykułów Ks.Grzegorz Robaczyk: " Przebiegły jest ten ojciec kłamstwa. To nie dobroduszne stworzenie, czy godne politowania, ale inteligentna bestia, znająca bardzo dobrze ludzkie słabości, której zależy tylko na upadku i nieszczęściu człowieka." Dlaczego o tym piszę ? Bo martwi mnie, że często dajemy się wciągnąc w jego diabelskie gry... Martwi mnie , że niczego nieświadomi wpadamy w jego sidła . Moje osobiste doświadczenia potwierdzają, że często nieświadomie zaczynamy sugerowac się w życiu jego podstepnymi podszeptami. Niewiadomo skąd pojawiają się w naszych głowach natrętne myśli, które potrafią zniszczyc nawet najpiękniejsze chwile... Nie mają żadnego uzasadnienia, a jednak dręczą, wracają, niszczą. Wprowadzają lęk, który drąży nasze wnętrze i zajmuje miejsce wewnętrznego spokoju. Piszę dziś o tym bo po raz kolejny doświadczam w swoim życiu  tego, że zły duch nie śpi. 

Jak z nim walczyc? Jak zamknąc się na jego działanie ?
Niewątpliwie ważne jest jego zdemaskowanie. Kiedy już wiemy w jakim obszarze życia próbuje wywrzec na nas wpływ, jakie z naszych słabości chce do swojej nieczystej gry wykorzystac, możemy zastanowic się jak uniknąc jego perfidnych sztuczek. Oczywiście nie znam jednej odpowiedzi... choc bardzo bym chciała.Wiem, że  na pewno potrzebna jest determinacja, olbrzymia siła woli  i modlitwa. Warto sobie przypomniec, że sam Pan Jezus był niejednokrotnie kuszony przez szatana ... i odniósł w tej walce zwycięstwo. Jesli będziemy z Jezusem "na ustach i w sercu" -jak ktoś mi ostatnio powiedział- my również zwyciężymy. Tylko zdecydowana postawa daje nam szansę na wygraną w tej trudnej walce. A szatan kusi nas nieustannie... i często robi to  w przebraniu. Jest mistrzem kamuflażu. To ważne by w porę rozpoznac tego wilka w owczej skórze... by nauczyc sie odróżniac jego podstepne podszepty od głosu kochającego nas Boga, czego sobie i Wam życzę.


......................................................
źródło fot. : www.strykowski.net

Modlitwa do Matki





Do Matki Bożej

Matką mi jesteś
bo matka bezbronna
każdego najpewniej broni
chocby jednym palcem jak uśmiechem dłoni
zwykłym krzyżykiem zdjętym ze swojego ciała

Królową mi jesteś
gdy panujesz we mnie
gdy grzechy swe wyznam płacząc pokryjomu
uklęknę - zaproszę do siebie
byś tupała na diabła w całym moim domu


 - Ks. Jan Twardowski



...............................................
źródło fot. : http://www.da-przystan.mkw.pl/

sobota, 21 sierpnia 2010

Bo ten który zna ludzkie słabości nie śpi...


“Bądźcie trzeźwi, czuwajcie.
Przeciwnik wasz diabeł,
jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.
Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu”

(1 P 5,8-9)

czwartek, 19 sierpnia 2010

Boże drogi

"Bóg nie może nas zmusić  do miłowania swojej Osoby. Miłość  Boga, nasza świętość  muszą wyrastać  z naszego wolnego wyboru. Stwórca pragnie doprowadzić  nas wszystkich do świętości i dlatego aranżuje nijako w naszym życiu różne sytuacje, prowadzi nas najlepszą dla nas drogą, abyśmy w końcu pokochali Go, uznali za kogoś najważniejszego, abyśmy stali się świętymi. I to stanowi najpewniejszy klucz do odczytania tajemniczego zamysłu Bożej Opatrzności wobec każdego z nas. Wszystko, co Bóg stawia na naszej drodze, co dopuszcza w naszym życiu, jest po to, abyśmy Go głęboko umiłowali. (...) Bóg dopuszcza w naszym życiu radość  i smutek, upadki i duchowe wzloty, prowadzi drogami sukcesów i porażek, a wszystko to dlatego, byśmy uznali, że Bóg "ponad wszystko" (...) Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć  po pewnym czasie,  innych nie zrozumiemy nigdy. Znane jest powiedzenie, że dla Kościoła dobre czasy to złe czasy, a złe czasy to dobre czasy. Tę mądrą maksymę można odnieść do życia każdego z nas. Czy rzeczywiście w chwilach, kiedy wszystko nam się układało, kiedy odnosiliśmy doczesne sukcesy , Bóg stawał się nam bliższy ? Czy wzrastaliśmy w świętości ? A z drugiej strony czy tego, co kiedyś było dla nas nieszczęściem, może nawet przekleństwem, dziś, po latach, nie postrzegamy jako mądrą i błogosławioną interwencję Pana Boga ? Czy jakiś kochający ojciec dałby dziecku pieniądze na bilet, gdyby chciało ono bezpowrotnie opuścić  rodzinny dom ? A czy Bóg może spełnić nasze modlitwy- nawet te, które w naszym mniemaniu są pełne najbardziej czystych intencji- jeżeli skutkiem ich spełnienia, czego my jeszcze nie wiemy, byłaby utrata naszej świętości ? Może właśnie dlatego ktoś nie dostał się na studia, został odrzucony przez ukochanego, zachorował poważnie. (...) Nie od razu zrozumiemy sens Bożych dróg, którymi Stwórca prowadzi nas do świętości. Zwłaszcza tych najbardziej tragicznych."

Ks. Piotr Pawlukiewicz   
" Kazania radiowe 1992 - 2002 "

...................................................

źródło fot. : www.strykowski.net

środa, 18 sierpnia 2010

Nawet morze NIE ZAWSZE jest błękitne i spokojne...




Moje życie nie jest idealne. Kiedy się budzę nie zawsze świeci słońce, świat nie zawsze wydaje się kolorowy, moje ciało nie zawsze jest okazem zdrowia, a napotkani ludzie nie zawsze są serdeczni. Zdarza się, że czuję się zagubiona, dręczą mnie obawy, a ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest wyjście z domu i stanięcie twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Nie zawsze wyglądam atrakcyjnie i nie zawsze tak się czuję. Nie zawsze jestem radosna i przepełniona pozytywną energią.
Bywa, że wszystko mnie denerwuje, drażni i odpycha... że na nic nie mam ochoty. Czasem zdarza mi się płakac... najczęsciej gdy czuję się bezsilna, niezrozumiana, oszukana. Czuję też ból... ten dochodzący z wnętrza, palący i rozrywający, a czasem ten fizyczny- równie trudny do zniesienia. CZUJĘ  bo jestem człowiekiem... i  nic co ludzkie mnie nie omija. Nawet jeśli wydaje się byc inaczej.


Gdyby nie ON nie wiem jak dałabym radę.
Nie wiem jak nauczyłabym się stawiac czoła wszystkiemu co mnie spotyka.
ON, w przeciwieństwie do wszystkiego co ziemskie, jest z nami ZAWSZE.

Dziękuję Ci Panie za Twoją obecnośc... w każdej chwili mojego życia.

.............................................



Niedawno przeczytałam książkę...
Była inna od tych wszystkich, które dotychczas wpadały w moje ręce. Intrygująca, zaskakująca, przejmująca. "CHATA" Wiliama P. Younga - historia, która sprawia, że po jej poznaniu, świat nie wydaje sie już taki sam. Opowieśc, która zmienia  spojrzenie na ludzkie życie, tak często zagmatwane i przepełnione cierpieniem.  To książka, która pomaga odpowiedziec sobie na wiele trudnych pytań zaczynających się od słów "Dlaczego Bóg...  ". Jeśli szukasz na nie odpowiedzi - ta książka jest dla Ciebie.


Kliknij TUTAJ  i dowiedz się więcej...

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Modlitwa

Kiedy mnie świat próbuje złamać 
i troski męczą mnie życiowe,
dodaj mi Boże wiary Abrahama
i stwórz we mnie serce Dawidowe.
Na trud wieczorny i poranny,
na smutek co się w sercu chowa
naucz mnie modlitwy Anny
i racz mi dać  lojalność  Hioba.
Na obojętność  ludzkich spojrzeń,
których człowieka los nie wzrusza
udziel mi empatii Boże,
miłości naucz mnie Chrystusa.
Kiedy mnie będą chciały zranić 
pociski ludzkich wątpliwości
dodaj mi proszę cząstkę Twej siły
i ucz mnie Panie wytrwałości.

- autor nieznany

źródło fot. :  www.strykowski.net

czwartek, 12 sierpnia 2010



" Szczęśliwy, kogo Bóg karci,
więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego.
On zrani, On także uleczy,

skaleczy - i ręką swą własną uzdrowi. "



- Ks. Hioba 5:17-18, Biblia Tysiąclecia



Ta sama a jednak inna...

Moi Drodzy,
Specjalnie dla Was nowa kategoria wpisów  - " Znani - nieznani."
To kategoria, w której będziemy miec okazję do poznania tzw.osób publicznych, zupełnie od innej strony...   Ich wypowiedzi będą zaskakiwac, zmuszac do refleksji, a co najważniejsze pokażą, że przed Panem Bogiem wszyscy jesteśmy równi i wszyscy , na swój sposób, doświadczamy w swoim życiu Jego obecności.

Na poczatek krótki fragment wywiadu z Moniką Kuszyńską - wokalistką Varius Manx, która w wyniku poważnego wypadku samochodowego, doznała urazu kręgosłupa i do dziś porusza się na wózku inwalidzkim. To niezwykłe, szczere wyznanie osoby, która w wyniku życiowego dramatu, przebudziła się do nowego życia ...
 ..........................................................................................................................................

– Zadawałaś sobie pytanie: dlaczego ja?


Monika Kuszyńska: Zadawałam i wciąż zadaję sobie inne pytanie: Jaki jest sens tego wydarzenia? Kolejnym etapem po wypadku, po szoku, malignie, odzyskiwaniu świadomości jest myśl, że to wszystko zdarzyło się nie ot tak sobie, tylko w jakimś celu. Gdyby było inaczej, światem rządziłby chaos i przypadek. Chcę wierzyć, że to jednak coś więcej, że to wszystko ma jakiś głębszy sens.


– Młoda, piękna dziewczyna, przed którą całe życie, kariera, i nagle wszystko zostaje przekreślone? To jest po coś?

fot. Mateusz Stankiewicz / AF PHOTO 
Monika Kuszyńska: Choć zaraz po wypadku był we mnie bunt, nie chciałam myśleć, że Bóg jest okrutny, bezwzględny. Odpowiedzi szukałam więc głębiej. I któregoś dnia przebłysk: A może w ten sposób Bóg mnie przed czymś uratował?

– Przed czym?

Monika Kuszyńska: Może nie szłam w dobrą stronę? Jak mówisz, byłam piękną dziewczyną, śpiewałam, robiłam karierę. Ale na ile byłam wartościowym człowiekiem? Na ile głębokim, świadomym? Trudno mi teraz odnieść się do tego poprzedniego życia. Ciężko mi nawet przypomnieć sobie, jak było przed wypadkiem. Jaka ja wtedy byłam. Wypieram z pamięci wszystko sprzed czterech lat. Jakbym wówczas to nie była ja, jakby to był sen. Ten wypadek mnie obudził.


Jeśli chcesz przeczytac wywiad w całości ( a warto ) kliknij TUTAJ

czwartek, 5 sierpnia 2010



Bo życie na ziemi nie trwa wiecznie...

W  życiu często podejmujemy różnego rodzaju wyzwania. Niestety równie często , nie rzadko pod wpływem chwili, rezygnujemy z nich... z głębokich pragnień , pomysłów na życie, wartości które zawsze wydawały się byc dla nas ważne. Odpuszczamy, choc jeszcze niedawno były dla nas całym życiem. Najczęściej dzieje się tak z lenistwa, braku konsekwencji, czasem naszego wygodnictwa, egoizmu... Nie myśląc o skutkach , odkładamy to co ważne na tzw."później" albo "potem". Wydaje nam się, że kiedyś przyjdzie czas by się tym zając, że jeszcze zdążymy do tego wrócic...że coś lub ktoś poczeka. Niestety nie bierzemy pod uwagę wariantu, że wcale nie musimy zdążyc... , a życie potrafi pisac najmniej oczekiwane scenariusze. Zapominamy , że ważne jest nie tylko CO  , ale również KIEDY ... Nie myślimy o tym, że jeśli będziemy czekac zbyt długo, w międzyczasie możemy utracic coś bezpowrotnie.




Prawie każdego dnia zdarza się nam by sprawy naprawdę ważne, pozostawały na łasce tego co w rzeczywistości  mało istotne, a wręcz nic nie znaczące. Mylimy sprawy pilne z ważnymi, w efekcie poświęcając większośc swojego czasu na sprawy błahe, mało wartościowe , nie mające dla naszego życia większego znaczenia.

Oczywiście przykładów można byłoby przytoczyc tysiące.
Ale nie o tysiące przykładów tu chodzi...
Chodzi o konkret. O to jak jest z nami. Ze mną...  Z Tobą...

Jestem pewna, że zanim dotarłeś (-łaś) do tego miejsca, w Twojej głowie pojawiło się coś, co byc może od dawna siedzi na dnie Twojego sumienia i od czasu do czasu ze smutkiem przypomina Ci  szepcząc, że w końcu trzeba będzie coś z tym zrobic...

No właśnie...jak to jest z Tobą...?
Czy każdego dnia , kiedy kładziesz się wieczorem spac myślisz czasem, że byc może już się nie obudzisz ? Czy bierzesz pod uwagę fakt, że jutro , zupełnie niespodziewanie, może odejśc z tego świata ktoś bardzo Ci bliski ?  Czy starasz się kończyc swój dzień tak by nie pozostawiac żadnych niedokończonych,  ważnych dla Ciebie spraw ? Czy robisz wystarczająco dużo by rozstawac się z ludźmi w pokoju...nie pozostawiając w ich sercu żadnych zranień ?  Czy wystarczająco często mówisz swoim bliskim, że ich kochasz? 
Czy tu na ziemii starasz się życ tak by kiedyś móc znaleźc się po tej drugiej, upragnionej dla siebie stronie ? Co robisz dla innych ( chocby swoich najbliższych) , by po śmierci,  miec szansę spotkac się tam również z nimi ...? I czy wiesz co w kontekście wiary znaczy słowo odpowiedzialnośc ?