niedziela, 28 lutego 2010

...



"Kto nie rozmyśla,
podobny jest do człowieka,
który nigdy nie przegląda się w lustrze."

- Ojciec Pio



źródło fot. - www.spaplanet.pl/artykuly.php?id=547

sobota, 27 lutego 2010

P jak pycha i pokora

Są dni kiedy w mojej glowie i sercu dzieje się zbyt wiele by, bez pozostawionego na łamach bloga słowa refleksji  , przyłożyc głowę do poduszki.  I choc nie sposób opisac wszystkiego ( nawet nie zamierzam próbowac bo  nie spałabym wcale), jest  coś o czym od pewnego czasu bardzo napisac chciałam...

Pycha i pokora.  To one- niczym dwie siostry- będą dziś tematem moich rozważań.

Czym właściwie są?
Jak je rozpoznac ? Kogo dotyczą ?
A może raczej, czy jest ktoś kogo nie dotyczą ?

Myślę sobie, że siedzą w każdym z nas... Bez wyjątku.

Z którą polubiliśmy się bardziej? Której ulegamy częsciej ? Odpowiedzmy sobie sami...

Pycha i pokora. 

Niestety najczęsciej  jedna z nich wiedzie prym....i niestety nie jest nią pokora.
Ta wciąż pozostaje w mniejszości jako nieatrakcyjna  i nie do końca rozumiana. Postawienie na pokorę niesie za sobą ryzyko... przynajmniej w jej powszechnym odbiorze. Bo przecież czlowiek pokorny kojarzy się z tym, który ustępuje, nie walczy o swoje, a wręcz się poddaje.

To właśnie pycha, "mądrzejsza" z dwóch sióstr, zawsze wie jak wyjśc na swoje. Ona wie najlepiej komu i jak się przypodobac, pokazac swoją wyższośc i jak się w życiu ustawic by zawsze byc na wygranej pozycji. Pycha nie widzi, że jest pusta i wyrządza krzywdę innym. Nie widzi jak rozpychając się łokciami, łamie zasady dobrego wychowania i ogólnie przyjęte normy etyczne. Dla pychy wartości nie istnieją. Jedyną wartością jest JA i to co MOJE. Oczywiście pycha robi wszystko by MOJE było najlepsze, najpiękniejsze, najbardziej widoczne, po prostu zawsze NAJ. Inni się nie liczą. Inni zawsze będą w tyle. Nieważni, gorsi, mniej inteligentni i niezaradni życiowo. Pycha nie brzydzi się kłamstwa, gry pozorów i  manipulacji. Ona uwielbia rachowac, kalkulowac, ustawiac innych niczym pionki w grze... oczywiście swojej, dobrze przemyslanej. Posłużyc się drugim człowiekiem dla swojego interesu - to jedna z jej specjalności. Tak długo "liczy się" z drugim człowiekiem, jak długo jest jej do czegoś potrzebny. Pycha nie jest ani trochę sentymentalna. A jeśli się taką wydaje, po prostu się przebiera. Nikt tak jak ona nie uwielbia życiowej maskarady...publicznego obnoszenia się ze swojej hojności, wspaniałomyślności, pomocy poszkodowanym przez los. Pycha uwielbia byc podziwiana, za wszystko.

A pokora... Jej na próżno będziemy szukac na okładkach i w nagłówkach gazet . Czasem zdarzy się wyjątek, ale bardzo rzadko. Ona raczej nie pcha się do zdjęc...nie pozuje, nie przepada za wywiadami. Nie lubi fleszy i hucznych imprez. Pokora ceni sobie ciszę. Nie dąży do sławy za wszelką cenę, nie szuka rozgłosu. Nie musi błyszczec by ją zauważono. Nie lubi się przechwalac. Rzadko występuje publicznie, a jesli już to robi i  przychodzi jej mówic o sobie i swoich dokonaniach, robi to z niezwykłą klasą. Pokora jest prosta. Pokora jest piękna. Nie dowartościowuje się mówiąc źle o innych, nie krzyczy, nie poniża. Pokora lśni swoim wewnętrznym pięknem, które sprawia że bez względu na wierzchnie okrycie, zawsze wygląda pięknie. Najważniejsza jest dla niej prawda i miłośc do drugiego człowieka. Ona nigdy nie wyszydzi, nie wykorzysta, nie zdradzi. Jej drugie imię to dobro.

Nie łatwo jest spojrzec na siebie krytycznie... Ba. To bardzo trudne.
Ale warto od czasu do czasu zastanowic się nad sobą i tym co w życiu ważne, by się w złym kierunku zbytnio nie zapędzic...


..........................................................................................................

Dla tych, którzy chcieliby temat pokory i pychy przeanalizowac w nieco szerszym kontekście, gorąco polecam pewien artykuł. Kliknij i koniecznie przeczytaj do końca.

czwartek, 25 lutego 2010

Jeszcze

Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy
odkładasz sobie w byle garnuszku
piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik
dlatego powietrze karmi cię skąpo
nie prowadzą niewidzialne ręce
to co wielkie nie przychodzi mimo woli
ból daremny - bo nie umierasz
nie umiesz oddać siebie
to jakże masz dostać wszystko 


Ks. Jan Twardowski


źródło fot. http://www.digart.pl/praca/2413584

niedziela, 21 lutego 2010

Życie...




"Człowiek coraz wyraźniej
to rozumie, że życie
jest jedynie czasem zasiewu,
a żniwa nie są tutaj."



- Vincent van Gogh





                                                                                           
  źródło fot. photo.bikestats.eu


sobota, 20 lutego 2010

Bo wszystko trzeba przeżyc...

Powolne budzenie z zimowego snu;)

Za oknem jeszcze zima, powoli zanikająca, ale jednak. Wygląda na to, że jeszcze trochę przyjdzie nam się z nią natrudzic bo meteorolodzy zapowiadają, że marzec najprawdopodobniej jeszcze będzie srogi ( tak przynajmniej słyszałam). Ci co znają mnie dłużej wiedzą, że moją ukochana porą roku jest wiosna...ta soczyście zielona, pachnąca i ciepła. Przyznaję, że wyglądam jej już z utęsknieniem. Tym bardziej, że jest powód dla którego ta wiosna może byc dla mnie wyjatkowa...Wszystko jednak w swoim czasie. Teraz staram się skupic na tym co tu i teraz, bo jak mawiał Ojciec Pio "tylko ten czas, który ucieka jest naszą wlaśnością".

Nie wiem jak Wy, moi drodzy Czytelnicy, ale ja czuję się trochę jak niedźwiedź budzący się z zimowego snu;) No cóż... sądząc po Waszej ostatniej blogowej "aktywności" , Wy chyba też  jeszcze śpicie ;)  Mimo wszystko pozostaję z nadzieją, że dacie wkrótce jakiś znak życia :)

Pozdrawiam Wszystkich ciepło.

piątek, 19 lutego 2010

Miłośc na śmierc nie umiera.


Po raz pierwszy w życiu , własnie dziś, poprzez to konkretne rozważanie  - Droga Krzyżowa Chrystusa , trafiła w sam środek mojego serca . Zawsze ją rozumiałam, ale dopiero dziś dane było mi ją prawdziwie przeżyc...

Specjalnie dla Was odnalazłam w sieci tekst ,w który jeszcze kilka godzin temu wsłuchiwałam się z nieopisanym wzruszeniem.

Naprawdę warto znaleźc chwilę by oddac się refleksji nad tym niezwykle głębokim rozważaniem...

Miłość na śmierć nie umiera, czyli o losach Miłości na Drodze Krzyżowej


Miłość na śmierć nie umiera?

Bez znaku zapytania powiedział tak kiedyś Jan Twardowski, ksiądz i poeta. Ale dramatyczne wydarzenia sprzed niemal dwóch tysięcy lat, które dotknęły Miłości, zdają się obalać intuicję księdza Jana.

Spróbujmy przyjrzeć się temu, co przydarzyło się Miłości w czasie Drogi Krzyżowej. Jeśli przy końcu tekstów dojdziesz do przekonania, że "miłość na śmierć nie umiera", masz po co żyć. Bo rzeczywiście kochasz. I nie umrzesz. Nie umrą także ci, których naprawdę kochasz.


Stacja 1. Wyrok śmierci

Miłość godzi się na niesłuszne wyroki. Poddaje się skazaniem. Przyjmuje wyroki cicho. Bez protestów, choć z rozerwanym sercem. Bolą nas wszystkich niesłuszne wyroki, ale czy miłość istnieć może bez bólu?

Ale z drugiej strony w słowniku miłości nie ma zdania: "Skazuję cię...". Ona zawsze mówi: "Daruję ci...".

Najtrudniej jest chyba usłyszeć: "Umrzesz. Dziś umrzesz. To jest dzień twojej śmierci". Najtrudniej usłyszeć te słowa, gdy się kocha. I przyjąć - w pełnym osłupieniu - z ust tych, których się kocha.

Miłość, na śmierć skazana uczy nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości.


Stacja 2. Krzyż na plecach


Tu nie ma innego wyjścia. Rozwój miłości, jej wypełnianie się, zawsze domaga się krzyża. Póki krzyż nie osiądzie na ramionach, nie ma miłości. Są tylko płoche marzenia i złuda harlequinów i niespełniony filmowy melodramat.


Krzyż jest jednak wiosną miłości. A jak krzyż się nie starzeje, tak i miłości obca jest starość. Miłość z krzyżem na plecach nie zna zadyszki z powodu szóstego piętra i nie zasypia. Bo jest zawsze na czas. Zawsze we właściwym miejscu i zawsze na czas, bo z krzyżem.


Miłość, z krzyżem na plecach uczy nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie szuka swego.


Stacja 3. Upadek nr l


Już się zmęczyła, na twarz padła, leży w błocie, czasem na asfalcie. Nie uniosła. Za ciężko było. Ale unieść chciała. Za szybko leciała, bo miała być na czas. A tu trach i leży! A jak ktoś się wywraca, to radocha tym, co naokoło.


Jak dobrze, że miłość na pysk się wali - ze zmęczenia, szybkości, nieuwagi, z powodu śliskiej podłogi. Co za różnica z jakiego powodu, grunt, że z miłości. Jak to dobrze, że się upada z miłości! Miłości, leżałaś w uliczce przed Golgotą, więc wiesz! Jak to dobrze, ze się upada z miłości, l jak to źle, gdy miłość upada!


Miłości upadająca ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie unosi się pychą.


Stacja 4. Matka


Jak tu ciepło od miłości, przy tej stacji! Miłość wybiega do Syna na drogę, bo miłość zawsze biegnie do dzieci. Ręce się jej trzęsą, łez powstrzymać nie może, gotowa jest siebie dać w zamian. Ale gotowa jest - gdy trzeba - syna oddać, córkę oddać.


Ileż tych stacji czwartych mamy w życiu. Może to z tamtej stacji jerozolimskiej rodzą się stacje czwarte w naszych domach... i pewnie razem z Maryją, odprawiają co dzień tę stację nasze matki.


Miłości, przez Matkę przyjęta, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie unosi się gniewem.


Stacja 5. Szymon Cyrenejczyk


Miłość pomaga. Zwłaszcza w obliczu śmierci jest chętna. Jakby bardziej wrażliwa i więcej ma czasu. Już może zostawić robotę na polu wzorem Szymona z Cyreny, zgodzi się także na przymus. I Szymon się pewnie zbawił pod przymusem miłości.


Miłość lubi, gdy się jej pomaga. Przestaje czuć się sama, lżej jej i trochę weselej. Na chwilę nie czuje ciężaru. Potem idzie się jej już pewniej.


Miłości, wsparta mięśniami Cyrenejczyka, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie szuka poklasku.


Stacja 6. Weronika


Taka niebywale czuła i odważna ta miłość Weroniki. Łokciami pcha się przez tłumy, chustę rozkłada, wyciera twarz i mimo, że kobieca, wcale się nie boi. Miłość bez odwagi jest bezsilna. A gdy ją ma, pokonuje zwykłą nieśmiałość, wychodzi przed tłum i nie chowa się za plecami, gapiąc się z bezpiecznego miejsca. Tu przed tłum wyskoczyła z chustą, a w wojnę rzucała Żydom chleb za druty.


Więc się tuliła Twoja twarz, do tej chusty pełnej miłości, tuliła tak, aż została na niej na zawsze.


Miłości, otarta z potu, kurzu i krwi, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość weseli się z prawdą.


Stacja 7. Upadek środkowy


Już leży po raz drugi. Jeszcze się nie zdążyła nawstydzić za pierwszy upadek, a i ten drugi wiadomo, że nie jest ostatnim. Ale wtedy wygrała to i teraz się podniesie. Ile razy się podnosi, tyle razy zwycięża. Nie pozwala się dobić, nie wije sobie gniazdka na dnie, nie rezygnuje z wysiłku powstania. Z ciała na ziemi dźwiga się na kolana, potem w bólu prostuje. Ona wie, że nie wolno leżeć i tkwić w upadku.


Miłości, świadku drugich upadków, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość we wszystkim pokłada nadzieję.


Stacja 8. Płacz kobiet


Powinna się obyć bez łez. Bez szlochu, histerii, scen publicznych. Przecież się nie płacze z powodu miłości. Nigdzie tak Pismo nie radzi. Nie płacze się z miłości, bo się jej nie wypłacze. Miłość ma suche oczy i bardzo spłakane serce.


Nie płaczcie nad miłością, z miłości nie płaczcie. Płaczcie nad sobą. Miłość nie rodzi się z łez, łez nie wyciska. I na łzach nie polega. Bez łez, bez głosu, bez skargi idzie dalej.


Miłości, opłakiwana przez kobiety z Jerozolimy, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość łaskawa jest.


Stacja 9. Upadek ostatni


Czy pozostaje coś jeszcze z miłości przy trzecim upadku? Czy tu jest może koniec miłości? Może tu jest miejsce na Miłość przez duże "M", bo ta przez "m" małe, już nie ma siły. Tu też się uczymy miłości. Przy trzecich, najgorszych, najbardziej bolesnych upadkach. Nie ma dla miłości upadków ostatecznych.


Miłości, trzeci raz upadająca, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość cierpliwa jest.


Stacja 10. Bez szat


Od tamtej stacji aż do dziś, miłości wydaje się, że musi być coraz bardziej naga i rozebrana. Wycina coraz głębsze dekolty, coraz bardziej skraca spódnice, wymyśliła topless i pozwoliła się powielać bez niczego na kartach kolorowych gazet. I coraz taniej pozwala się sprzedawać. Już jej wstyd się wstydzić, rumienić, czerwienić, spuszczać oczy.


Taka to prawda z tej stacji - że Miłość może prowadzić do nagości. Tak było na Golgocie. A my tę prawdę przekręcamy, bezsilnie dowodząc, ze nagość wiedzie do miłości.


Tyle stacji dziesiątych w każdym kiosku. Schodzi po parę złotych, na przekór Pieśni nad Pieśniami, gdzie deklarowała, że jeśliby kto sprzedał ją za górę złota, to pogardzą nim tylko.


Miłości, z której szaty zdarto ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie dopuszcza się bezwstydu.


Stacja 11. Gwoździe


A co gwoździe mają do miłości? Co twarde żelazo do jej subtelnej tkanki? Ręce poddaje pod gwoździe, nogi poddaje. Oto jest miłość przebita. Już bardzo boli. Bardzo krwawi. Już jest przybita do krzyża. Jest pewne, że od niego już się nie oderwie. Na zawsze umocowana do krzyża. I pieczęć z krwi żywej to potwierdza.


Ćwiczy się teraz w atakach bólu, przechodzi przez konwulsje i drgawki. Poznaje rany, skrzepy, krwotoki i mękę od nóg po głowę. Z krzyża nie złorzeczy, ale przebacza.


Co gwoździe mają do miłości? A co? Myślisz, że jak cię boli, swędzi nieznośnie, kłuje z lewej strony, wierci w mózgu, że jak cię prawa szóstka ćmi do świtu, to już kochać nie można?


Miłości, z gwoździami w stopach i dłoniach, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość nie pamięta złego.

 
Stacja 12. Śmierć


A to dopiero tragedia! Umarła! Miała na śmierć nie umierać, ale i ją śmierć dopadła. Smaży się teraz martwa na rozpalonej słońcem Golgocie. A jak słońce zajdzie to będzie zimna jak trup. Zaraz będzie pachnieć nieładnie i posmakują jej robaki. Już nie oddycha, serca nie skurczą i nie rozkurcza, nawet powieką nie drgnie. Już po niej! Ma swój koniec, jak wszystko.


A tak, tak! Musi się śmierci poddać. Musi ją przyjąć. Miłość musi się ze śmiercią spotkać. Każda miłość ma swoją śmierć. Skoro ta największa spotkała swoją śmierć na Golgocie, to i każda inna też ma swoją śmierć.


Ale przecież jest mocna jak śmierć. Mocniejsza, bo zetrze jej oścień w śmierci dobie.


Miłości, która miłością śmierć swoją i moją zwyciężyłaś, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość wszystko przetrzyma.


Stacja 13. Pogrzeb


Już całkiem bezwładna, zdjęta z krzyża. Tylko najbliżsi jeszcze czekają. Jeszcze chcą dotykać, spełniać ostatnie posługi, namaścić i w całun owinąć. Miłość chce jeszcze oczy domknąć, ręce złożyć w modlitwie. Może pamięta jeszcze swoje przyrzeczenie: nie opuszczę Cię aż do śmierci! Już bez oklasków, bez zainteresowania tłumów. Choć na szczęście jeszcze komuś bliska i droga.


Matka j ą trzy ma, jak kiedyś drobne ciało Dzieciątka. Nie tak łatwo rozstaje się z ciałem. Miłość sama kiedyś ciałem się stała. Teraz jeszcze ciała martwego dotyka, bo wierzy, ze jest mostem nad śmiercią.


Miłości, Ciało najświętsze - z krzyża zdjęte, ucz nas, że miłość na śmierć nie umiera. Miłość wszystkiemu wierzy.


Stacja 14. Grób


Miłość nie opuszcza żadnego miejsca, w którym mógłby znaleźć się człowiek. Dlatego idzie do grobu. I do tego wykupionego przez Józefa z Arymatei, do tego z Alei Zasłużonych, do frontowego, do grobowców rodzinnych, do współczesnych mogił i miejsc nikomu nieznanych. Idzie do grobu. Do ziemi. Pozwala zatoczyć wielki kamień, czujne straże poustawiać. Tak, jakby wszystko było skończone raz na zawsze.


O Miłości! Żeby tak i czyjaś miłość poszła ze mną do grobu. Żeby kwiaty przyniosła, w zaduszki posprzątała tę płytę co nade mną, na wypominki i na msze w rocznicę ofiarę dała. Żeby potem jeszcze zechciała w starych listach i zdjęciach pogrzebać. Żeby zamieniła "ostatnie pożegnanie" na "Do zobaczenia już wkrótce"!


Miłości, złożona do grobu, uczy nas, że miłość nigdy nie umiera. Miłość nigdy nie ustaje.

...................................................................................

Z dedykacją dla Kogoś kto potrzebuje siły by powstac...

Życie

Nadchodzą czasem takie chwile, w których hasła typu "życie jest piękne" nijak mają się do aktualnie doświadczanej  rzeczywistości i na sam dźwięk tych słów, rodzi się w człowieku bunt. Kiedy komuś wali się cały jego świat, wszystko w co do tej pory wierzył staje sie jednym, wielkim znakiem zapytania, a w sercu czuje nieopisany żal, gorycz i bezradnośc - życie wcale nie wydaje mu się piekne. Kiedy przychodzi zwątpienie wszystko nagle traci sens. Niepostrzeżenie wkrada się lęk, który podstępnie próbuje usunąc z serca resztkę nadziei, która jeszcze szeptała, że może jednak damy radę...

Kiedy człowiek doświadcza upadku nie jest łatwo. Nie łatwo jest podnieśc się kiedy jedyne co się czuje to bezsilnośc i ból. Żeby się podnieśc trzeba uwierzyc... uwierzyc, że można... że jeszcze ma się siłę. Ale i o wiarę w takich momentach trudno...
"Z każdej strony czarna ściana" -usłyszałam niedawno od kogoś komu życie nie szczędzi od pewnego czasu trudnych doświadczeń.  "Ile można? " Ile razy można zaczynac od nowa ? Ile razy mozna podnosic się by dalej próbowac... ?

Nie wiem ile...ale wiem, że próbowac trzeba. Nie ważne jest ile razy upadniemy, ale to ile razy powstaniemy...ile razy zwycięży wiara, nadzieja i miłosc. Życie to ciągłe upadki i wzloty. To ciągłe zmaganie się z trudnościami i poszukiwanie rozwiązan. Niejednokrotnie spotkamy się w nim z niezrozumieniem, brakiem szacunku ,a nawet z odrzuceniem. Ludzie nie byli i nie są idealni... Będą nas zawodzic i ranic. Nie unikniemy tego. Nie unikniemy błędów, ani własnych ani innych, bo wszyscy je popełniamy. To właśnie one- życiowe błędy, przybliżają nas do prawdy. Prawdy o sobie, drugim człowieku, ludzkim życiu. Nic nie dzieje się bez powodu. Nawet to co dziś wydaje nam się życiową katastrofą... Wszystko jest "po coś".

Codziennie, tysiące jeśli nie miliony ludzi, stoją przed ważnym życiowym wyborem. Każdego dnia ktoś traci coś lub kogoś , przeżywa kryzys wiary, ból rozstania, pada ofiarą oszustwa lub przemocy. Każdy człowiek , codziennie doświadcza różnego rodzaju trudu.

Ale także codziennie, milony  ludzi poznaje czym jest uczucie radości, spełnienia oraz wdzięczności za to co ich spotyka. Cieszą się z narodzin dziecka, uleczenia z ciężkiej choroby, długooczekiwanych owoców swojej pracy. Zauważają w ludziach dobro i sami to dobro niosą innym.

Ludzkie upadki i wzloty. Po prostu życie.

Każdego dnia musimy nawracac sie na nowo... na nowo odzyskiwac wiarę w Boga i wszystko co z jego pomocą może byc nam dane. Każdego dnia powstawac z mniejszych lub większych upadków. Jeśli ktoś powie Wam, że jego życie jest pasmem samych sukcesów i żyje mu się łatwo i przyjemnie - kłamie. Wszystkich, bez wyjątku, dotykają życiowe trudności...tylko nie wszyscy mają odwagę by się do tego przyznac.

Po raz kolejny ciśnie mi się na usta fragment z Pisma Św.:
"Proście a będzie Wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam."( Mt.7,7)

Pamiętajmy, że jakkolwiek byłoby nam trudno, nigdy nie jesteśmy sami...
Życzę Wam i sobie, by nigdy nie zabrakło nam wiary i siły by na nowo powstawac.

poniedziałek, 8 lutego 2010

...



"Drogi kamień
nie przestaje być sobą
nawet wtedy,
gdy spadnie w błoto
i zabrudzi się."


— Stefan Wyszyński





Kilka pytań do siebie samych...

Czy w dzisiejszych czasach łatwo byc sobą ? Czy mamy w sobie dośc siły i determinacji by zachowac swoją oryginalnośc , indywidualnośc, swoją niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju osobowośc? Czy stac nas na to by nie ulegac modom i różnorodnym wpływom z zewnątrz? Czy nasza zewnętrzna powłoka mówi : "jestem modna/y ", " jestem jedną/ym z tych ,które podążają za trendami " , "robię wszystko by podobac sie innym " czy też : "to jak wyglądam i co robię, wyraża mnie i to co mam w środku " , " jestem wolny od opinii innych i  dlatego nie boję sie byc sobą" ... ? 
Czy warto dziś  byc indywidualnością... ? Kimś kto ma swoje zdanie, nawet jeśli odbiega ono od opinii tzw. większości ? A może bezpieczniej jest wtopic sięw tłum... nie wyróżniac się... nie wychylac ze swoimi poglądami i nie dyskutowac z tymi którzy myślą inaczej ...?

No właśnie...
Jak to dziś z nami jest...?

Jak jest z Tobą ... ?

poniedziałek, 1 lutego 2010

Nie będziesz brał Imienia Pana Boga swego nadaremno...



Są takie filmy, które oglądamy całym sobą... które intrygują, szokują,wzruszają... zmuszają do myślenia. Fabuły, napisane przez życie. Często smutne, trudne, bolesne... prawdziwe. Dotykają prawdziwych ludzi i ich prawdziwie ludzkich dylematów. Dziś zapraszam na Dekalog II. Film trudny, ale wyjątkowy i piekny jak cała seria Krzysztofa Kieślowskiego.



 

Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś


Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś
za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna
za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe
za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny
za to, że jesteś odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze
że uciekamy od Ciebie do Ciebie
za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie,
ale wszystko dzięki Tobie
Za to, że to, czego pojąć nie mogę, nie jest nigdy złudzeniem
za to, że milczysz.
Tylko my - oczytani analfabeci
chlapiemy językiem

ks. Jan Twardowski